Pierwszy autor grudnia – Paweł Podlipniak

Paweł Podlipniak (ur. 1968) dziennikarz, bizantynista. Autor tomiku „Aubade triste” (MBP Radom 2010). Laureat ponad 40 konkursów poetyckich w tym m. in. OKP im. Kazimierza Ratonia, OKP im. Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej. OKP im. K. K. Baczyńskiego. OKL „Krajobrazy słowa”, OKP im. Jana Kulki, OKP im. m. Kajki, OKP im. C.K. Norwida, OKP im. J. Różewicza, OKP im. Wł. Broniewskiego..

Publikacje: Topos, Arterie, RED, Fraza, Notatnik Satyryczny, Miesięcznik Prowincjonalny, szafa. tomiki pokonkursowe.

Wiersze Pawła Podlipniaka:

Tumoral blues
czyli przepraszam panie Auden

muszą być o czymś jeśli mają zdechnąć
jak pies pod stołem z przejedzenia piano
bez wycia syren ze słuchawką w pysku
wlepiając tępo ufne ślepia w skrawki
powietrznych maszyn do robienia wersów

tak chętnie sięgam po całkiem zatrute
krzyczące wyłącz najpierw wyłącz siebie
gdy pora trochę oszaleć bez planu
powrotu z góry kiedy przaśne niebo
zaciera napis cieknący z dysz zwrotki

muszą wyrosnąć jak skrzywione tkanki
z ułomnym kodem czy soczyste kości
zgniatane w zębach przez zwykłe legawce
one się zlękną smyczy w pańskim ręku
cienia doliny przez którą idziemy

Dżeriko (pełnia)

Joannie

sumatra, jawa i sen
– które z tych miejsc jest bardziej wymarzone?
pełne jak niebiosa i ziemia
wgłębień na poduszce
z ciepłem i zapachem,
a każde rankiem krzyczy do mnie:
byłaś tu byłaś tu byłaś

jesteś odłamkiem zaszytym pod skórą,
wykryje cię każda kontrola graniczna,
kiedy przekroczę jedną z linii
sympatycznych z płonną nadzieją,
że padają mury i wrzesień podda
coś więcej niż barykady
ze skrzynek pełnych jabłek

pełna jesteś jak niebiosa,
a twoja skóra, włosy to czysta jesień
i wiklinowe słońce coraz niżej
drepce po jawie, po śnie, po mnie,
pali się na szybach,
kiedy noc długa jak suma
trze oczy po pierwszej salwie z budzika

Aubade triste IV

na tej ulicy jeszcze nikt nie płakał
po listach, które dawno wyszły z kopert
naprzeciw życiu i na przekór resztkom
dni niestrawionych, bo chyba nie warto
rozlewać mleka czy rozdzierać ubrań.

przecież wiem – piszesz, ale z tamtej strony
nic nie dochodzi. głos, papier i światło
to rekwizyty tylko z jednej części
naszego życia – puste wspólne miejsca.
coś, co odbiera nawet dźwięk rozpaczy,

otwiera bańkę świeżego powietrza,
unosi strzępki poszarpanych kopert,
tłumi niemęski łopot wewnątrz klatki,
a potem wbija w mózg nagłówek szpalty:
pod amazonką jest podziemna rzeka.