Kolejny gość grudnia – Joanna Pucis

Joanna Pucis – ur. 1966 w Warszawie. Pisze od wielu lat, publikuje niewiele. Związana z grupą Okno i stowarzyszeniem Salon Literacki. Jest laureatką wielu konkursów poetyckich – większych i mniejszych. 11 lat temu opublikowała pierwszy tomik wierszy „Przeciwświatło”. Następny – w przygotowaniu.

fot. Arek Łuszczyk

Wiersze Joanny Pucis

[śnią mi się obce miejsca]

śnią mi się obce miejsca
ulice nie dotknięte moim pośpiechem
place podwórka ogrody
nigdy nie odbite w moich źrenicach
sklepy gdzie nic nie kupiłam
wielkie sale kinowe
pełne pustych krzeseł
niebotyczne schody
po których nie udaje mi się wejść

krążę po tych miejscach
bezbarwna
a one
przenikają przez moje ciało
na drgających włóknach neuronów
zostają ich delikatne strzępki

później
w chaosie miasta próbuję je znaleźć
koncentruję wzrok
czekam na słońce
na cień
na półmrok
odtwarzam w oczach
kolor chodnika
na policzkach
ciepło powietrza

układam układankę jasności i niejasności
dopowiedzeń i przemilczeń

jestem sama
bóg śpi

[tak mi się widzi listopad]

tak mi się widzi listopad
– dwa światy z granicą szyby
i ja
między jednym i drugim
na swoim miejscu

nie ucieknę już
najwyżej
schowam się za szafę
stąd najwyraźniej widać to
co po drugiej stronie

popatrzę sobie na ludzi
popatrzę na
płaszcze
zapięcia
haftki
guziki
szamerunki
na wszystko to
co na chwilę łączy
jedną stronę
z drugą

nie będzie mi smutno
będzie mi spokojnie

tak właśnie będę patrzeć
ze spokojem
zza szafy
zza firanki
z różowym uśmiechem goździka
na parapecie

wolność

jeżeli nawet kiedyś się uda
znaleźć plamę cienia pod zielonym drzewem
spokojny sen w jasnym powietrzu
gdzie ptaki nad głową
wiatr i niebo
stracą jarmarczną symbolikę

jeżeli się uda ułożyć pamięć
w chronologię łagodności
bez amputacji wspomnień
gdzie obce słowa nie będą miały powszechnej mocy
przemienienia naszych słów w kamienie

jeżeli

czy będziemy umieli
pozbyć się tego
co najcenniejsze
wyrzucić
ciemne pudełko
schowane w intymnym
tabernakulum
w którym z taką uwagą przechowujemy
cudze pomyłki
żeby we właściwej chwili
włożyć je do ust
jak cierpką komunię